1. Weź od niego hasło do indywidualnego konta Spotify żeby wypróbować.
2. Zainstaluj apkę na telefonie.
3. Teraz widzisz czego on słucha w czasie rzeczywistym
4. Zacznij bawić się guzikiem play/pause oraz przeskakiwać do innych utworów.
5. Obserwuj reakcję
Month: Styczeń 2019
My vs Pech
Do tego wyjazd z rodzicami jest dla nas transakcją wiązaną wymagająca synchronizacji wielu kalendarzy i wielu połączeń, bo Szalony Naukowiec musi najpierw przyjechać tu ze swojego Wygnania, abyśmy mogli wspólnie ruszyć w dalszą drogę. I jeszcze dodajmy, że mowa o okolicach długiego weekendu, więc wszystko musi być też skoordynowane z planami współpracowników. Swoją drogą ludzie z pracy patrzyli na mnie jak na wariatkę, kiedy pod koniec grudnia miałam już rozpisany cały urlop na następny rok i pytałam o ich plany na drugi kwartał.
W tym momencie klepię się mentalnie po ramieniu i myślę sobie, że najlepsze co mogli mi przekazać rodzice w genach, to pesymizm, skłonność do czarnowidztwa i głęboka wiara w prawa Murphy’ego. Dzięki temu, może niektórzy mnie mają za control-freaka, bo bywa że planuję różne rzeczy absurdalnym wyprzedzeniem, ale moje plany zawsze mają marginesy bezpieczeństwa oraz wersje B, C i D.
Powiedz mi gdzie chcesz jechać, a powiem ci kim jesteś
Dopiero co wróciliśmy z wyjazdu do Maroka i Barcelony z kompletem dokumentów i ogarnialiśmy w 7 tygodni listopadowy ślub cywilny, a tu już kończy się styczeń. A to oznacza, że już za 5 miesięcy z kawałkiem czeka nas ślub 2.0. Szczerze mówiąc w tej chwili nie mam ochoty o tym myśleć, jeden ślub stanowczo mi wystarczył. No ale skupmy się na pozytywach: ślub 2.0, czyli Ślub Główny, ślub totalnie po naszemu (a nie po urzędowemu albo marokańskiemu), charakteryzuje (miedzy innymi) mająca nastąpić zaraz po nim podróż poślubna. Więc zamiast myśleć o DJach, dekoracjach, zaproszeniach, butelkach wódki na głowę i czym tam jeszcze, myślę sobie o wymarzonych kierunkach.
To ciekawe, jak wymarzony kierunek podróży potrafi powiedzieć coś o człowieku. Jednych interesują wykwity cywilizacyjne jak Nowy Jork czy Singapur. Innych konkretne elementy historii czy kultury. Mnie najbardziej kręci natura. Na mojej podróżniczej bucket list znajdą się białe plaże z palmami i ośnieżone górskie szczyty, jaskinie, kaniony i wodospady. Norweskie fiordy, puszcza tropikalna w Amazonii, Sahara, solnisko na Atakamie, zorza polarna na Islandii, klifowe wybrzeża Irlandii, malediwskie atole i wielka rafa koralowa. A także safari fotograficzne w Kenii, parki małp, papug i słoni pływanie z delfinami, rezerwat tygrysów… i tak dalej.
Oto Les Calanques: formacja geologiczna, którą można obejrzeć w południowej Francji, np w okolicach Marsylii (Park Narodowy Calanques). Niektórzy nazywają je śródziemnomorskimi fiordami: są to małe, trudno dostępne dolinki, wyszarpane w skałach tworzących linię brzegową i zalane wodą morską. Część z nich na końcu ma malutkie plaże, do których można dotrzeć wspinając się po wspomnianych skałach albo podpływając łódką.


Relacje z Rodziną z Importu
Wiecie co różni związek z facetem z importu od związku z facetem lokalnym?
Relacje z rodziną.
Fajnie jest nie mieć problemów „do kogo na święta” bo jedna para rodziców mieszka solidną ilość tysięcy kilometrów od nas. A może nawet nie obchodzi tych samych świąt. Nieco mniej fajnie, gdy z nowo nabytymi rodzicami ma się sporą barierę komunikacyjną. Staram się to potraktować jako inspirację do pracy nad swoim francuskim, ale póki co na staraniach się kończy. Z drugiej strony domyślam się, że niektórzy powiedzieliby że to i lepiej… hyhy. A jednak chciałabym móc z nimi normalnie rozmawiać.
Szalony Naukowiec – a więc tym samym i ja – oprócz rodziców ma jeszcze dwie siostry. One oczywiście płynnie mówią po angielsku, jedna z nich studiuje w Europe, a druga być może niedługo będzie tu pracować. No i mój mąż ostatnio zasugerował, że może mogłabym nawiązać z nimi nieco silniejszy kontakt. Znamy się już ponad trzy lata, dziewczyny są słodkie, urocze i bardzo życzliwe więc nic tylko nawiązywać, nie? Ale – jak zawsze – jest jedno „ale”. W tym wypadku: jak by to powiedzieć? Nie mamy za wielu punktów stycznych. Jasne, mamy pewnego mężczyznę, ale doprawdy ileż można gadać o jednym i tym samym facecie? Jeszcze żeby któraś z nas się w nim skrycie podkochiwała i próbowała go poderwać i miała 15 lat. Ale nie dość że ten konkretny egzemplarz dawno został poderwany i usidlony to jeszcze jest ich bratem – serio, nuda. Zainteresowań chyba podobnych za bardzo nie mamy (chociaż skąd miałabym to wiedzieć?), w dyskusje światopoglądowe (które uwielbiam) ciężko się wdać ot tak („hej, jak się masz, co u ciebie? Co myślisz o propozycji emerytur dla niepracujących matek 4 dzieci?”), plus to jednak siostry męża, lepiej by było uniknąć jakiś większych konfliktów ideologicznych. Do tego z powodów oczywistych nie możemy spędzać razem czasu. Więc co nam pozostaje?
Wniosek jest jeden: potrzebujemy ludzi do obgadywania.
Związki na odległość są do dupy, część druga
Weekend dobiegł końca i po śmiesznych 3h snu budzik wezwał mojego męża do wyjścia na samolot. Świetnie, akurat w Blue Monday. Całe szczęście że jest coś takiego jak home office.
Ten weekend był taki krótki. Jak upakować dwa tygodnie w dwa dni? Jak odbyć wszystkie spotkania z ludźmi, zagrać w te wszystkie gry, obejrzeć wszystkie filmy w kinie i odcinki seriali, pójść do tych wszystkich knajpek i odbyć te wszystkie rozmowy?
Cóż, nadmiar zajęć nie sprzyja skupieniu, a Szalony Naukowiec nie należy do mistrzów świata w multitaskingu, wiec przynajmniej udało mi się go ograć w 7 Wonders
Jak w 3 minuty zrobić awanturę z niczego? Prosty przepis.
1. Idź wziąć prysznic.
2. Skończ, i zakręć wodę.
3. Stojąc mokra w wannie przypomnij sobie, że chciałaś zmienić ręcznik.
4. Poproś męża, żeby przyniósł ci nowy, ale szybko bo jest ci zimno.
5. Zobacz, że przyniósł nowy w sensie ‚świeży’ a nie ‚nowy, który mamy od niedawna, jeszcze nieużywany’ – który chciałaś.
6. Nawrzeszcz na niego, że cie nie rozumie i jest głupi.
Me time czyli związki na odległość są do dupy
Dawno, dawno temu, kiedy nasza znajomość z Szalonym Naukowcem dopiero się rozwijała, natknęłam się w jakimś czasopiśmie na psychozabawę. Polegała na tym, że należało wziąć kartkę i narysować dwa przecinające się kółka (okręgi). Pierwsze ma symbolizować czas dla mnie, drugie: czas dla ciebie, a część wspólna: czas wspólny. Potem trzeba było porównać swój rysunek z rysunkiem partnera.
Uważam, że to świetny pomysł, bo strasznie ciężko jest zbudować szczęśliwy związek dwóm osobom, których wizja ilości czasu wspólnego różni się diametralnie. U nas na szczęście wyszło podobnie.
Kiedyś myślałam, że moja potrzeba czasu tylko dla siebie jest niezwykle niska. Patrzyłam na moją Przyjaciółkę i jej faceta i zazdrościłam im tej niemalże symbiotycznej więzi (mimo, że byli ze sobą wtedy na odległość). Może to dlatego, że mój własny związek w tamtym czasie miał „czas dla nas” bliski zeru. Musiało minąć sporo czasu i sporo dojrzewania, żebym odkryła, że nie tylko mam zapotrzebowanie na czas tylko dla siebie, ale i wizja symbiozy i spędzania całej doby (poza pracą) razem wcale mi się nie podoba, ba, mam wątpliwości, czy jest dobra dla zdrowia psychicznego (bez urazy). W sumie nic dziwnego, że wszystkie testy psychologiczne, które z upodobaniem robię (może tu kiedyś napiszę o niektórych) zgodnie nazywają mnie introwertykiem.
Zmartwychwstanie
Żałoba
Od dwóch dni obchodzimy żałobę. Straciliśmy lojalnego, wiernego przyjaciela, dzielnego wojownika wspierającego nas w codziennych bojach rzeczywistością. Niewysychające źródło rozrywek, partnera w pracy, towarzysza wielu wypraw, najlepszego kompana. Słowa nie są w stanie wyrazić jak bardzo jego brak będzie (już jest!) odczuwany na każdym kroku, w każdej sekundzie naszej egzystencji. Koło życia musi się jednak toczyć, jak wiedzą wszyscy którzy oglądali Króla Lwa, więc mimo, że strata jest niepowetowana a Szalony Naukowiec nieutulony w swym żalu, trwają intensywne poszukiwania Następcy. Nie jest to proste zadanie, gdyż Następca musi swoimi zaletami ciała i ducha dorównywać poległemu poprzednikowi, a nawet go przewyższać swymi przymiotami, jednocześnie pozostając skromnym i nie ceniąc się nadmiernie wysoko. Walczymy z czasem, którego jest tak niewiele, zegar tyka nieubłaganie przesuwając wskazówki w stronę katastrofy… Nie wiem czy damy radę ale będziemy walczyć do ostatniej chwili.
Człowiek z liściem na głowie
Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie „
Znamy wszyscy tę piosenkę, nie?
Tak jakby.