Być jak bankomat w Maroku

Ostatnio często napotykam dyskusje na temat tego, jak (biali) turyści są traktowani w Maroku, szczególnie w popularnych turystycznie miejscach. Zainspirowana wymianą myśli, jaką miałam na ten temat z Kasią, która prowadzi rewelacyjnego bloga U mnie w Marrakeszu, postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze do tej dyskusji.

Otóż nie przeszkadza mi bycie traktowaną jak bankomat i płacenie więcej


Zanim pójdę dalej, małe wyjaśnienie: ten tekst skupia się na problemie przepłacania za różne produkty i usługi przez turystów. Nie chodzi mi tutaj o oszustwa, wymuszenia, tzw. false guides, naciągaczy w taksówkach ani nic innego co naraża turystę na potencjalne niebezpieczeństwo (np. ryzyko zostania zaprowadzonym/wywiezionym w nieznane i potencjalnie niebezpieczne miejsce z którego nie da się wydostać samemu bez wręczenia żądanej sumy przewodnikowi/kierowcy). Nie chodzi mi też o oszustów sprzedających podrobione (i potencjalnie szkodliwe) produkty takiej jak podkolorowany olej spożywczy jako kosmetyk, podrobione przyprawy itd. I na koniec: nie chodzi mi też o upierdliwych naganiaczy, gdyż nie znoszę być nagabywana i bardzo cenię sobie przestrzeń osobistą.


Wracając do tematu. Wiele osób zauważa, że biali turyści w Maroku (chociaż podejrzewam, że nie tylko tam), są często narażeni na zawyżanie cen np. w sklepikach w soukach. Coś co dla lokalnego nabywcy kosztuje 50 dirhamów (zaokrąglając: jakieś 5 euro), dla nas kosztuje 100 albo 150. Często spotykam się z oburzeniem i negatywnym odbiorem tego zjawiska.

Ja nie mam z tym problemu. Wychodzę z założenia, że jeśli stać mnie żeby na jedną podróż do Maroka wydać więcej niż średni Marokańczyk zarabia w dwa miesiące (nie mówiąc już o tym ile czasu zajmie mi zarobienie równowartości jego rocznego wynagrodzenia), nie muszę robić oszczędności na jego źródle utrzymania. Nawet jeśli cena, którą zapłacę, jest wyższa niż ta, którą zapłaci lokals – to co z tego? Moje zarobki i mój styl życia są prawdopodobnie o wiele wyższe, dlaczego nie miałabym zapłacić trochę więcej? Ubędzie mi?
Tak, straszna ze mnie lewaczka wychodzi.
Ale ja wiem, że raczej nie zbiednieję od tych dodatkowych kilku euro – a dla tego człowieka, to może być obiad na stole albo książki do szkoły dla dzieci. Bo tak jak napisała Kasia: wielu sprzedawców na bazarach w Marrakeszu nie dostaje stałej pensji – wyłącznie procent od utargu. Ludzie pracują bez umów, bez ubezpieczeń, bez składek na emerytury. Nazwijcie to kompleksem dobrobytu jeśli chcecie, ale biorąc to wszystko pod uwagę, naprawdę nie mam problemu, żeby zapłacić więcej.

Koś może powiedzieć ale ten przedmiot nie jest wart takiej ceny.
Tyle, że nie ma czegoś takiego. Nic, poza może samym pieniądzem, nie ma jednej obiektywnej wartości. Wszystko jest warte tyle, ile ktoś jest gotów za to zapłacić (zrehabilitowałam się trochę za to lewactwo?). Jest co najwyżej jakaś standardowa cena rynkowa, która jednak może się zmienić w zależności od wielu czynników począwszy od najprostszych jakimi są popyt i podaż – po właśnie gotowość danej osoby do zapłacenia jakiejś ceny. Kiedy na początku pandemii było ciężko z dostępnością maseczek, byliśmy gotowi płacić za nie kilkukrotnie więcej niż teraz. Niektórzy płacą tysiące dolarów za torebkę, która ma właściwe logo, co dla innych jest kompletnie niezrozumiałe. I tak dalej.

Wchodząc do sklepu jako turyści, żeby kupić dywan, zestaw do herbaty czy cokolwiek innego, mamy możliwość zdecydować, czy podana cena jest dla nas do przyjęcia, czy nie. Mnie w tym momencie nie interesuje, czy gdyby do tego samego sklepu weszła moja teściowa, usłyszałaby inną cyfrę. Skupiam się na tym, czy jestem gotowa zapłacić tę, którą podano mnie. Nie zapominajmy też, że w Maroku standardem, w miejscach takich jak souk, jest targowanie się. Nikt się nie obrazi, wręcz przeciwnie. A jak dobrze ponegocjujecie, zejdziecie z ceny „dla turysty” na cenę „dla lokalsa”. Polecam korzystanie z tej opcji tym, którzy uważają, że padają ofiarami niesprawiedliwego zawyżania cen. Albo w ogóle każdemu, w ramach poznawania lokalnej kultury. Chociaż ja osobiście nie jestem fanką tego procesu, bo zawsze mam poczucie, że dla swojej satysfakcji z „wygranej” i zaoszczędzenia paru euro, być może pozbawiam kogoś połowy jego dziennego zarobku.

Jest mi zwyczajnie, po ludzku głupio to robić.

Jedna myśl w temacie “Być jak bankomat w Maroku

  1. pryzmatycznie 8 listopada 2022 / 21:13

    Planowałam napisać taką notkę, ale widzę, że już nie muszę – wyręczyłaś mnie 😉 Cóż mogę dodać: zgadzam się w pełni.
    Pozdrowienia!

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s