Czy on się zmieni?

Pewnie większość dziewczyn w związkach mieszanych usłyszało kiedyś jedną z takich przepowiedni: poczekaj, on się zmieni po ślubie; zmieni się jak pojawi się dziecko; zmieni się jak pojedziecie do jego kraju. W przeciwieństwie do dwóch pierwszych, które można odnieść do w zasadzie każdego, to trzecie stwierdzenie dotyczy tylko Facetów z Importu i na nim dziś chciałabym się skupić: Czy egzotyczny absztyfikant zmieni się czy się nie zmieni, kiedy pojedziecie do jego kraju?

Poznali się w Europie. On co prawda pochodził z muzułmańskiego kraju, ale wydawał się bardzo zachodni: nie modlił się, nie chodził do meczetu, nie przestrzegał ramadanu, pił alkohol, chodził na imprezy, z seksem bez ślubu też nie miał problemu. A do tego był czuły, troskliwy, obsypywał komplementami, kwiatami i prezentami, mówił pięknie o uczuciach i w ogóle sprawiał, że ona czuła się wyjątkowo – jak nigdy wcześniej z nikim. Zakochali się w sobie i zaczęli być parą. Wszystko układało się świetnie, związek kwitł. W końcu postanowili pojechać do jego kraju i odwiedzić jego rodzinę. I tu zaczęły się schody: najpierw poprosił ją żeby zmieniła trochę styl ubierania i zakryła więcej ciała, „z szacunku do rodziców”, potem dał do zrozumienia, że powinna spędzać więcej czasu w kuchni z jego mamą, oraz zmywać po posiłkach (w czym sam nie brał udziału), potem zniknął na kilka wieczorów w kawiarni z kolegami nie zabierając jej ze sobą. Kiedy już wyszli gdzieś razem, nie zamawiał alkoholu i krzywo patrzył, gdy ona to robiła. Znowu prosił aby bardziej się zakryła, tym razem też w miejscach publicznych „żeby ludzie się nie gapili na jego kobietę”. Kontaktował się ze „starymi koleżankami”, ale coraz mniej mu się podobało, że ona pisze z kolegami. No po prostu zmienił się.

Brzmi znajomo? Jest całkiem sporo takich historii. 

Czy to znaczy, że każdy cudzoziemiec poznany w Europie zmienia się drastycznie, jak tylko jego stopa dotknie rodzimej ziemi? Oczywiście, że nie.  Jest równie wiele (a może i więcej?) historii, w których ukochany z importu wcale się nie zmienia. Czemu więc z niektórymi tak jest i czy da się przewidzieć, czy akurat Twojemu ukochanemu się przydarzy?

Żeby wyjaśnić mechanizm, który (moim zdaniem) stoi za tym zjawiskiem, przywołamy niejakiego Heliodora Muszyńskiego, który oprócz opracowania całkiem popularnego systemu edukacyjnego w szkołach socjalistycznych, stworzył także ciekawą koncepcję rozwoju moralnego człowieka. Opisuje ona konkretne etapy przyswajania norm moralnych przez człowieka. Z grubsza przebiega to tak: na początku  (czyli w wieku dziecięcym), głównym mechanizmem i powodem przestrzegania norm moralnych jest dążenie do uniknięcia kary i otrzymania nagrody. Z czasem czynnikiem motywującym staje się podziw, akceptacja i uznanie innych, a dziecko (właściwie to wczesny nastolatek) zaczyna przyjmować obowiązujące w grupie normy – bez traktowania ich jeszcze jako własnych. Dopiero później normy moralne zostają stopniowo zinternalizowane*, a następnie poddane krytyce aby ostatecznie dorosły już człowiek mógł osiągnąć stan świadomej, wewnętrznie spójnej, refleksyjnej moralności, która pozwala samodzielnie rozstrzygać konflikty moralne.

Podobną koncepcję rozwinął też amerykański psycholog Lawrence Kohlberg, który podzielił rozwój moralny na trzy stadia: 1. poziom przedkonwencjonalny, w którym kierujemy się własną przyjemnością/przykrością, czyli robimy to co dla nas najprzyjemniejsze -> np unikamy kary i poszukujemy nagrody; 2. poziom konwencjonalny, czyli taki w którym postępujemy w zgodzie z obowiązującymi w otoczeniu normami i konwencjami społecznymi; 3 poziom postkonwencjonalny, w którym tworzymy własny kompas moralny: uniwersalny spójny i niezależny od obowiązujących konwencji. A także – co ważne – obowiązujący nas samych tak samo jak innych.

*Internalizacja, czyli uwewnętrznianie to proces przyjmowania za własne norm, zasad, wartości pochodzących z zewnątrz.

Tyle wstępu teoretycznego. Co z tego wynika?

Często mam wrażenie, że wiele osób wychowanych w środowiskach konserwatywnych i silnie religijnych zatrzymuje się gdzieś na etapie konwencjonalnym, czyli dostosowywania się do panujących norm (tak już jest/powinno być i już; bo co ludzie powiedzą), bez porządnego uwewnętrznienia danych zasad, a już na pewno bez etapu ich krytycznej analizy i wypracowania sobie własnej, dojrzałej moralności. Być może wynika to z tego, że konserwatywne otoczenie i wychowanie nie za bardzo zostawia miejsce na krytykę i wypracowywanie własnych zasad.

W każdym razie, w praktyce znaczy to tyle, że człowiek przyjmuje normy  normy narzucane przez środowisko i funkcjonuje w zgodzie z nimi po prostu bo tak jest i już, bez jakiegoś głębszego zastanowienia się nad ich słusznością. I spoko. Ale co się stanie, gdy taki facet zmieni otoczenie na znacznie bardziej liberalne – np. wyjedzie do Europy – a widmo dezaprobaty społecznej lekko się rozwieje otwierając przed nim całkiem nowe możliwości? Według mnie sytuacja może się rozwinąć czworako:
Delikwent może zacząć dowoli próbować wszelkich zakazanych owoców nie poświęcając temu jednak za wielu refleksji. Oczywista zmiana w jego zachowaniach, nie będzie się wiązała z żadną głębszą ewolucją na poziomie wartości. Będzie to raczej coś jak wyjadanie cukierków, kiedy matka nie widzi.

Może się też zdarzyć, że konfrontacja z nowymi ideami, wartościami, stylem życia pobudzi człowieka do refleksji, a liberalne środowisko stworzy mu miejsce, do podjęcia niemożliwej wcześniej, krytycznej analizy norm i wartości, wpojonych przez środowisko pochodzenia. I tutaj sprawa może (w uproszczeniu) przyjąć trzy formy:
Stare” normy mogą zostać odrzucone i zastąpione nowymi zasadami, które człowiek sam sobie wypracuje – w tym przypadku można powiedzieć, że zmiany w zachowaniu będą towarzyszyły przemianom na poziomie światopoglądowym i w efekcie powstanie z tego spójna całość. To – można by powiedzieć – jest przypadek Szalonego Naukowca. Nadamy mu numer 2.

Może też stać się tak, że „stare” normy zostaną zrewidowane i uznane za słuszne. W optymistycznym wariancie (nr 3) osobnik pozostanie wierny zasadom, które mu wpojono (teraz już uwewnętrznionym) niezależnie od tego na co pozwala nowe środowisko. To będzie ten facet, który chodzi na spotkania ze znajomymi, ale na nich nie pije, przestrzega ramadanu, nawet jeśli wszyscy dookoła niego jedzą w pracy lunch itd. Tego typu nie będziemy tu dalej rozważać, ponieważ nie pasuje do tematu tego posta. W pesymistycznym (ale nierzadkim) wariancie (4) pojawi się rozdźwięk między przekonaniami (konserwatywnymi) a zachowaniami. Wiecie: taki koleś, który potępia dane zjawisko, ale zawsze znajdzie jakąś wymówkę (bo człowiek jest słaby; bo każdemu zdarzy się błądzić;  bo pokusa była taka silna, ale bardzo żałuje; bo moja sytuacja jest inna).

I co dalej?

No dobrze. Wiemy już z grubsza, jak może przebiec ewolucja zachowań i/lub poglądów przy okazji migracji do bardziej liberalnego otoczenia. A co będzie po powrocie do ojczyzny?
Łatwo się chyba domyślić, że przeniesieni znowu w konserwatywne środowisko typ 1 i 4 porzucą swoją „zachodniość” i wrócą do dawnych norm, które nawet – w przypadku typu 4 – mogą ulec zaostrzeniu w ramach mniej czy bardziej uświadomionej pokuty za grzechy. Jeśli chodzi o typ 2, można oczekiwać, że jego sposób funkcjonowania i zachowanie pozostanie raczej niezmienione.
Czemu raczej a nie całkiem?
Bo jest różnica pomiędzy wyznawaniem swojego świadomego, wewnętrznie spójnego systemu wartości, a szacunkiem do zasad panujących w danym miejscu. Czyli na przykład czym innym jest unikanie nadmiernego kontaktu fizycznego w miejscach publicznych, ze względu na lokalne normy obyczajowe, a czym innym jest unikanie kontaktu fizycznego czy seksu, bo przed ślubem nie wolno. Albo czym innym jest niepicie alkoholu podczas rodzinnego obiadu (w kraju w którym alkohol nie jest społecznie akceptowany, nie w Polsce), a czym innym: całkowite unikanie alkoholu bo jest haram i oczekiwanie, że partnerka nie zamówi drinka w restauracji, która je serwuje.

Ok, ale jak ocenić, z który typem się spotykasz?

Cóż. To będzie truizm, ale przede wszystkim: rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Poznać dobrze człowieka z którym jesteśmy.
I nie mówię tu o rozmowach na tematy z życia codziennego i wymianie komplementów. Mówię o poważnych, głębokich dyskusjach na tematy światopoglądowe. Bo tak naprawdę zachowania opisane w przykładzie na początku tego tekstu to coś niezwykle powierzchownego. Fajnie wiedzieć, że facet z którym się spotykasz pije alkohol i chętnie uprawia seks, ale ta wiedza nie wystarczy żeby poznać z jakim typem (ani w ogóle: z jakim człowiekiem) masz do czynienia. W tym celu trzeba zejść znacznie głębiej, poznać jego system wartości, jego przekonania, poglądy, opinie
I nie tylko to. Trzeba się liczyć z tym, że każdy człowiek deklaruje jakieś wartości i przekonania, ale niekoniecznie dokładnie te, które tak naprawdę wyznaje. Ludzie zaskakująco często kłamią na temat swoich poglądów: robią to nawet w anonimowych badaniach psychologicznych i sondażach – ogólnie w każdej sytuacji, w której chcą dobrze wypaść: a do takich zdecydowanie należy tak zwany okres zalotów. Bywa też, że po prostu za bardzo się nad różnymi rzeczami nie zastanawiają (bo to dla nich oczywiste tak jest i koniec) dopóki ktoś ich o to nie zapyta i nie zacznie drążyć tematu.

Dlatego jedna rozmowa nie wystarczy. Tych rozmów musi być wiele, muszą być różne, muszą podchodzić do danego tematu z różnych stron, przy różnych okazjach. I trzeba w nich zachować pewien krytycyzm, pamiętać, co on mówił wcześniej, patrzeć jak to się ma do tego, co mówi teraz w innym kontekście. Zwracać uwagę na rozjazdy i sprzeczności. Dopytywać, wyjaśniać, drążyć. No i konfrontować to wszystko z obserwacjami z życia.
Przykład: konserwatywny system wartości zazwyczaj wiąże się z pewnym konkretnym podejściem do modelu związku i podziału ról na męskie i kobiece. Wyobraź sobie więc, że rozmawiasz ze swoim egzotycznym ukochanym, tym który sprawia takie „zachodnie” wrażenie: pije, nie pości, chodzi na imprezy itd. Do tego deklaruje, że jak najbardziej popiera robienie przez Ciebie kariery. Jaki wspierający, prawda? Tylko, że w innej rozmowie wychwala i stawia Ci za wzorzec żonę brata, która nigdy nie pracowała zawodowo, a wyłącznie zajmuje się domem i dziećmi. Albo wspomina o tym, że gotowanie, pranie i sprzątanie to są czynności typowo kobiece, i facetowi nie przystoi się nimi zajmować. Albo absolutnie nie daje się przekonać do skorzystania z odkurzacza bo to babskie zajęcie.

Próbując poznać faktyczny, a nie deklaratywny, system wartości drugiego człowieka dobrym pomysłem jest zwracać uwagę jak on komentuje zachowania innych ludzi. Często w stosunku do samych siebie/bliskich osób jesteśmy bardziej pobłażliwi, podczas gdy innych oceniamy surowiej. 
Przykład: Twój egzotyczny ukochany chętnie chodzi z Tobą na imprezy i zupełnie mu nie przeszkadza, że nosisz mini i głębokie dekolty. Super, prawda? Taki zachodni, taki otwarty! A tymczasem słyszysz, że tamta dziewczyna, która rozmawia z jego kolegą, ubrana niemal tak jak Ty, wygląda „slutty”.

Im więcej nieścisłości i niezgodności między jedną wersją, a drugą albo między słowami i czynami zaobserwujesz, tym większe szanse, że masz do czynienia z typem pierwszym lub czwartym, czyli człowiekiem, którego system wartości albo nie jest zbyt dobrze ukształtowany, albo po prostu nie idzie w parze z zachowaniem. I w tym wypadku niestety musisz się liczyć z tym, że przy okazji wizyty w jego kraju ojczystym, będziesz miała okazję poznać nie tylko rodzinę ale także inną twarz ukochanego. A ta może Ci się nie spodobać.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s